11 listopada 2018 – Pielęgnujemy białą różę

 

W  trakcie wydarzeń związanych z obchodami 15-lecia OSJ BUDOJO ich uczestnicy i przybyli goście mieli okazję oglądać wyeksponowaną na honorowym miejscu białą różę.

Niektórzy znają już powody, dla których się tam znalazła, ale uważamy, że warto w tym miejscu i czasie jeszcze raz o nich przypomnieć, a także upowszechnić tę wiedzę.

 

Symbolika białej róży jest w naszym kręgu kulturowym bardzo bogata i nie będziemy się w nią zbytnio zagłębiać. Wystarczy tu wspomnieć, że kojarzy się ją, podobnie jak kolor biały z czystością, niewinnością, uduchowionym pięknem, radością, mądrością, spokojem, harmonią i pojednaniem.

Jak mają się do tego sztuki walki?

Jeśli praktykujemy je jako DROGI rozwoju fizycznego, mentalnego i duchowego, odpowiedź jest oczywista.

Odnosi się to zwłaszcza do trudnej, pięknej i paradoksalnej sztuki „walki bez walki”, jaką jest aikido – sztuki unikania i rozwiązywania konfliktów bez niepotrzebnej przemocy nazwanej przez jej twórcę Morihei Ueshibę prawdziwym BUDO, którego ostatecznym celem jest harmonijna jedność z Wszechświatem.

I znów – nie obawiajmy się; nie będziemy tu opisywać, czym jest ta najmłodsza z japońskich sztuk walki powstała w latach 20. i 30. ubiegłego stulecia, ale mocno oparta na starych technikach walki samurajów pozostających, podobnie jak inne warstwy japońskiego społeczeństwa, pod silnym wpływem zarówno buddyzmu zen jak i rodzimego shinto. Informacje te są naszym czytelnikom albo dobrze już znane, albo można dziś łatwo do nich dotrzeć.

Czasami zbyt łatwo – chociaż nie da się zaprzeczyć, że otoczeni zewsząd nieustającym komercyjno-konsumpcyjnym szumem informacyjnym i zagubieni w nadmiarze bodźców staramy się coraz częściej „zwijać front”, zwalniać tempo, ograniczać się. Podświadomie, może właśnie jako przejaw reakcji obronnej i przesycenia zmysłów, ale chcąc nadal znaleźć odpowiedzi, przestajemy ich poszukiwać. Mamy dość i przestajemy chcieć chcieć… Stąd właśnie wywodzi się sukces nowych ruchów i mody zwanej „SLOW”.

Zanim tak się stało, w latach 70., gdy na ekranach kin świata oglądano filmy z Brucem Lee a w Polsce zaczęły się tworzyć pierwsze kluby karate i kung-fu, sytuacja była nieporównywalna.

Nie istniał Internet a „żelazna kurtyna”, państwowa cenzura a także sytuacja ekonomiczna Polaków, choć nie zawsze skutecznie, ale ograniczały jednak dostęp do źródeł informacji: poradników, książek, filmów oraz przede wszystkim nauczycieli. Literatura przedmiotu w języku polskim praktycznie nie istniała a sprowadzane różnymi kanałami wydawnictwa zagraniczne były bezcenne. Wyjechać „po nauki” też było niełatwo.

W tej sytuacji należy przypomnieć, że, co prawda z opóźnieniem, ale nieuchronnie docierały do Polski echa przemian, które w końcu lat 60. wstrząsnęły całą cywilizacją Zachodu. Były to procesy powszechnej kontestacji i orientalizacji kultury, którym prof. Stanisław Tokarski, filozof, orientalista a także wybitny instruktor judo, akademicki mistrz Europy w tej dyscyplinie z 1964 r. i kaskader poświęcił swą godną polecenia książkę pt. Orient i kontrkultury (1984).

W Polsce zaczęto się właśnie wtedy intensywniej uczyć obcych języków, chłonąć teksty Allana Wattsa, Philipa Kapleau, D.T i S. Suzukich, praktykować medytacje, interesować się teatrem Laboratorium J. Grotowskiego i później Gardzienicami, słuchać muzyki Ravi Shankara i The Beatles, ćwiczyć jogę i w końcu – chińskie i japońskie sztuki walki.  Całkiem pokaźna liczba Polaków, mimo trudności paszportowo-walutowych ruszyła też na słynny w latach 70. i 80. „szlak hippisów”, rozgałęziający się na wiele trop, jak niegdyś Szlak Jedwabny ciągnący się przez Bliski Wschód, Iran, Pakistan, Indie, Nepal i dalej aż po Pacyfik. Wracali zawsze bogatsi.

Ci, którym udało się zdobyć jakieś informacje podejmowali wysiłki by je tłumaczyć, amatorskimi sposobami powielać i udostępniać. To była heroiczna i chwalebna działalność z oczywistych względów pozostająca poza tzw. „oficjalnym obiegiem”. Zapewne wielu z starszych „aikidoków” przechowuje jeszcze w swoich domach te „samizdatowe” informatory, materiały techniczne, skrypty do użytku wewnętrznego itp. wydawnictwa, w których autorzy tekstów i ilustracji z entuzjazmem dzielili się swą wiedzą nt. technik aikido, historii tej sztuki i jej fundamentów filozoficznych.

W tych odległych już czasach jedynie nieliczni mieli okazję zapoznać się z pięknie wydaną książką Massimo di Villadoraty pt. Aikido: Au-dela De l’Agressivite opublikowaną w Kanadzie w 1973 r.  Znalazły się w niej obok inspirujących przemyśleń autora oraz typowych dla tego rodzaju publikacji opisów technik czarno-białe fotografie wykonane przez Patrice’a Grisarda. Udało mu się w nich w subtelny, bardziej poetycki niż techniczny sposób, wydobyć płynną dynamikę i synchroniczność ruchów.

Największą jednak i jak się później okazało brzemienną w skutkach wartością tej książki było zamieszczone na wstępie, krótkie motto wybrane niezwykle trafnie, wręcz po mistrzowsku, przez autora książki. Stanowi ono kwintesencję filozofii aikido a tym, którzy zrozumieli i zapamiętali zawarte w tym prostym tekście przesłanie umożliwiło praktykę aikido w zgodzie z intencjami O-Senseia. Praktykę na macie i poza nią…

A oto ten tekst z książki mistrza Villadoraty a obok wersja w naszym „wolnym” tłumaczeniu:

 

je cultive une rose blanche
pour l’ami sincere
qui me donne sa main franche
pour celui qui me veut du mal, et fatigue
ce coeur avec lequel je vis,
ni chardons ni orties ne cultive,
je cultive une rose blanche.
(chanson péruvienne)
Pielęgnuję białą różę
dla przyjaciół dobrych,
co w potrzebie dobrą radą i pomocną dłonią służą.
Żadnych chwastów, ostów, pokrzyw.
Zawsze tylko białą różę.
Również dla tych, co me serce ranią
i wewnętrzny spokój burzą.
Pielęgnuję białą różę 

(Piosenka peruwiańska)

 

 

Mamy nadzieję, że przypomnienie tego krótkiego przesłania stanowiącego, jak napisaliśmy wyżej, kwintesencję filozofii aikido okaże się szczególnie przydatne w naszych, niestety nadal niespokojnych i pełnych konfliktów, czasach informacyjnego nasycenia.

Ale to nie jest jeszcze koniec tej historii o białej róży.

Parę lat temu odkryliśmy, że nie jest to wcale piosenka peruwiańska, lecz fragment wiersza Joségo Martíego, kubańskiego poety, patrioty, bohatera narodowego i bojownika o wyzwolenie tego kraju. Warto też przy okazji posłuchać i poznać historię innej, bardzo znanej kubańskiej piosenki pt. „Quantanamera”. W niej też odnajdziemy, i to wcale nieprzypadkowo, oryginalne słowa Joségo Martíego:

Cultivo una rosa blanca
En julio como en enero
Para el amigo sincero
Que me da su mano franca
Guantanamera, guajira Guantanamera.

Wspomnijmy o jeszcze jednym wątku związanym silnie z historią BUDOJO, z praktykowaną w nim oprócz aikido i kenjutsu sztuką japońskiego łucznictwa kyudo oraz symboliką białej róży.

Czasy się zmieniły, zniknęły bariery przepływu informacji, idei, wiedzy. Polacy mogli wreszcie sami docierać do źródeł, a do Polski zaczęli chętnie przyjeżdżać mistrzowie i doświadczeni instruktorzy. Dziś korzystamy z tego w pełni i świadomie. Większym zagrożeniem stała się, jak wspominaliśmy, nieumiejętność ograniczania się i dokonywania właściwych wyborów. Sami jesteśmy przekonani, że nam udało się tego zagrożenia skutecznie uniknąć.

Mamy szczęście, że od wielu już lat odwiedza nas często jeden z najlepszych w Europie nauczycieli kyudo. Jest nim John Carder Bush (6 dan, renshi) – charyzmatyczny mistrz, poeta, pisarz, muzyk, fotograf, wybitny znawca tradycyjnych japońskich sztuk walki, świetny gawędziarz. W Londynie prowadzi własne dojo, które nazywa się… White Rose Kyudojo. Przypadek?

Sensei Bush jest też autorem pięknej metafory o kyudo, które porównuje do obrazu wazonu z białą różą.

Taihai – to właśnie wazon, naczynie, oprawa, w której tkwi żywy kwiat.

W kyudo odpowiada to zmieniającym się dynamicznie relacjom łucznika z jego otoczeniem, formie choreograficznej i jakości jego ruchów. To strój, postawa, tempo i koordynacja z ruchami innych łuczników.

Shaho –  to sam kwiat, właściwa biała róża. Aspekty techniczne strzelania, jego zasady, fazy, zależności: „ciało–łuk–strzała–cel–umysł”.

Shahin –  to ulotny aromat białej róży. Duch. Artyzm, elegancja, dostojeństwo, harmonia i precyzja ruchów. Wyjście poza „ego”.

Tekkichu – to ostry kolec białej róży. Dźwięk cięciwy, świst lecącej strzały, odgłos przebicia przez nią tarczy. Cisza. Celny strzał jako efekt właściwego taihai, shaho i shahin. Koniec koncertu granego na jednostrunowym instrumencie.

Na zakończenie zamieszczamy jeszcze wiersz senseia Busha zatytułowany również „Biała róża”. Robimy to nie bez powodu, ale nie będziemy tego uzasadniać ani nic więcej tłumaczyć. Zachęcamy jedynie czytelników do samodzielnego zapoznania się z niewystarczająco w Polsce znaną historią nierównej walki ze ZŁEM, jej tragicznego końca i nadziei, która się z niej zrodziła. Warto, ponieważ nad tą historią unosi się również ten sam, znany nam już, delikatny aromat pielęgnowanej z troską białej róży, idea walki o przywrócenie harmonii świata oraz duch nieagresji i wiary w DOBRO.

Duch współczesnych sztuk walki.

White Rose

John. C. Bush

And when the petals came fluttering down,

Like snowflakes, they made no falling sound,

Wreathing each head with a white, white crown

They covered the blood on the red, red ground.

 

When both their heads went rolling,

Rolling across the guttered floor,

The petals of the rose kept falling,

Piling up against the prison door.

But when all the petals had fallen,

And the heads had all been pruned,

The bud came back with the pollen,

For Sophie’s rose has bloomed.