Zapraszamy do lektury kolejnej relacji z I Europejskiego Seminarium Honda-ryu. Autorką tekstu jest Nasza koleżanka Emila Iwaniuk, natomiast zdjęcia robił Krzysztof Haczek.
Po latach zachwytów i zwątpień, trudów treningów i znowu zachwytów nad tą piękną sztuką, w czerwcu chyba wszyscy uczestniczący w seminarium, doświadczyliśmy magii i prawdziwego ducha kyudo. I oczywiście każde spotkanie jest wyjątkowe, każde seminarium, każdy warsztat inny, wnoszący mnóstwo wątków, informacji, techniki, motywacji i zachwytu po raz kolejny, wątpliwości – czy może jednak przerzucić się na szachy
Tak to spotkanie, które na początku trochę przerażało (i wiecie, w ponad 30 stopniowym upale w kimonie, to jest jednak wyzwanie) wywróciło wszystko, co dotąd wiedziałam do góry nogami i ustawiło na nowo. To nie jest tylko technika – jak wysoko podnieść ręce, jak ustawić stopy, kiedy zrobić wdech, kiedy wydech, kiedy się kłaniać i jak głęboko, co to znaczy, że w 5 osób tworzymy całość komunikującą się tylko gestami wymierzanymi rytmem oddechu, co to znaczy, żeby nie myśleć o tym, co się robi i robić to w największym skupieniu, z gracją płynąć, nie pomylić kroków i pamiętać o tym, że przed tobą i za tobą są jeszcze inni, których nie widzisz, ale wiesz co robią, bo przecież porozumiewacie się bez słów.
Sensei za mną jest Mistrzem, chociaż praktykuje kyudo „tylko” 30 lat… i wcale nie uczy mnie tego jak strzelać bez użycia strzał, sprawia i wie czy czuję, co to znaczy napiąć łuk bez napięcia w ciele. Napinanie bez napinania. Strzelanie bez strzelania. Lekcja paradoksów i magii. Z godziny na godzinę zmienialiśmy wszystko, nastawienie, technikę, poczucie siebie w ciele, w kontakcie z nauczycielem, jakim jest też łuk – yumi, który nie jest takim sobie zwykłym łukiem, to dzieło sztuki, najbardziej precyzyjny instrument do wychwytywania mikro drgań, któremu podporządkowujesz każdy ruch, który wrażliwy jest na każdy twój oddech i bezdech.
Zachwyt trwa.
Wdzięczność rezonuje.