Rozmowa Włodkowica z Budojo

Jan Krzysztof Harasymowicz i Adam Radecki

     W dniach 15-22 sierpnia 2010 roku odbyło się w murach Szkoły Wyższej im. Pawła Włodkowica w Płocku kolejne, międzynarodowe seminarium sztuk walki, w którym pod kierunkiem japońskich nauczycieli pod przewodnictwem Dyrektora Shiseikan Budojo w Tokio Pana Araya Takashi uczestniczyło blisko 100 osób z Europy, w tym Polski.
 
     Pan Jan Krzysztof Harasymowicz (J.K.H.) – Dziekan Wydziału Wychowania Fizycznego  SWPW i autor wielu oryginalnych publikacji o filozofii oraz treningu sportów i sztuk walki – przeprowadził rozmowę z Dyrektorem Organizacyjnym Międzynarodowego Seminarium Shiseikan Budo, na codzień instruktorem kenjutsu w Ośrodku Sportów Japońskich BUDOJO  w Warszawie, Panem Adamem Radeckim (A.R.).

J.K.H.: Już trzeci raz gościmy w murach Włodkowica około setki osób różnych narodowości zjeżdżających do Płocka na seminarium prowadzone przez japońskich mistrzów sztuki walki. Co to za sztuka (czy szkoła?) walki, kiedy i jak pojawiła się w Polsce?

A.R.: Tak, już trzeci raz (2006, 2007, 2010) korzystamy z gościnności SWPW. Grono uczestników to przede wszystkim osoby zafascynowane japońską szermierką (kenjutsu) wg szkoły Kashima Shin Ryu w przekazie mistrza Minoru Inaba. Początki szkoły sięgają średniowiecza, a niektórzy dopatrują się ich nawet jeszcze w VII wieku. Zachowała ona nieprzerwaną linię przekazu przez kilkaset lat, a do Europy trafiła w XX wieku za sprawą francuskiego nauczyciela aikido Christiana Tissier (obecnie 7 dan Aikikai), który zetknął się z tą dyscypliną podczas swojego pobytu w Japonii w latach 70-tych i włączył jej elementy do swojego nauczania. Sensei Tissier jest osobą, która mocno wspierała rozwój aikido w Polsce, a prowadząc staże i seminaria zaszczepiał zainteresowanie sztuką władania japońskim mieczem. W Polsce wtedy wiedza o mieczu japońskim upowszechniana była głównie poprzez sekcje kendo. Kontakty pomiędzy polskim i francuskim aikido w latach 1988-1993 zaowocowały pojawieniem się sporej grupy osób zainteresowanych kenjutsu Kashima Shin Ryu. Traf chciał, że niedługo potem stanowisko polskiego Ambasadora w Tokio objął Pan Jerzy Pomianowski, prezydent Polskiej Federacji Aikido (PFA). Jego pobyt w Japonii (1997-2002) i bezpośredni kontakt z mistrzem Minoru Inaba nadał polskiemu kenjutsu zupełnie nowy kształt, owocując powstaniem pierwszych w Polsce grup specjalizujących się w Kashima Shin Ryū kenjutsu. Za jego pośrednictwem i rekomendacją wszyscy liczący się obecnie instruktorzy kenjutsu w Polsce otrzymali możliwość pobierania nauk bezpośrednio od mistrza Inaby. Po powrocie senseia Pomianowskiego do Polski, w 2003 roku powstał na warszawskim Ursynowie Ośrodek Sportów Japońskich BUDOJO, będący przestrzenią do ćwiczenia przede wszystkim trzech dyscyplin: aikido, kenjutsu i kyudo (być może w niedalekiej przyszłości również jujutsu). Jego powołanie było zainspirowane wspaniałym Dojo tradycyjnych japońskich sztuk walki o nazwie Shiseikan (mieszczącym się na terenie wielkiego chramu szintoistycznego Meiji Jingu), w którym od 1973 roku naucza sensei Inaba, a w którym przez 5 lat trenował sensei Pomianowski. W tym też miejscu wspomniani wcześniej polscy instruktorzy rozwijają swoje umiejętności w czasie, gdy nie ma nas w Płocku czy na seminariach w  Europie, a mamy szczęście być w Tokio.  Wracając do dat – rok 2003 to powstanie pierwszej grupy treningowej w Polsce specjalizującej się przede wszystkim w Kashima Shin Ryu kenjutsu i ten rok można uznać za początek tej dyscypliny w naszym kraju.

J.K.H.: Mam wrażenie, że w Polsce istnieje jeden ze znaczących ośrodków rozwoju sztuki kenjutsu w Europie oraz liderzy, którzy stymulują jej rozwój w sąsiednich krajach …

A.R.: Polską „stolicą” kenjutsu jest Warszawa. Tu działają 4 najbardziej prężne ośrodki: BUDOJO Jerzego Pomianowskiego, SEISHIN Andrzeja Bazylko, SOTO Tomasza Sowińskiego i HANGAKU Janusza Biegasa. Poza Warszawą współpracują z nami: SHINTAIGI Romana Widawskiego (Piła/Wałcz), JAF Jacka Czerniachowicza (Kielce) oraz HARA DOJO Antoniego Płońskiego (Łódź). Cztery ostatnie lata to rozwój kontaktów międzynarodowych, które po części bazowały na „starych” przyjaźniach, głównie z kolegami z Francji i Niemiec. Większość z europejskich ośrodków ma swoją autonomię, jednakże w różnych momentach wzajemnie wspieramy się merytorycznie. Zainicjowane regularne, coroczne seminaria w Europie z nauczycielami z Shiseikan oraz wizyty grup z Europy w Japonii spowodowały zacieśnienie więzi i powołanie do życia International Shiseikan Budo Association, skupiające związane z nauczycielami z Shiseikanu kluby z Polski, Francji, Niemiec, Norwegii, Grecji, Szwajcarii, Rosji, Wielkiej Brytanii i USA. Przewodniczącym organizacji jest Pan Jerzy Pomianowski i rzeczywiście byłoby fałszywą skromnością pominąć wielość jego zasług dla rozwoju i konsolidacji środowiska adeptów Kashima Shin Ryu kenjutsu w Polsce i na świecie.

J.K.H.: Ile osób w Polsce, w Europie i w  Japonii uprawia ten rodzaj sztuki walki? I czy jest on szczególnie preferowany w określonych środowiskach?

A.R.:  W Polsce naprawdę systematycznie ćwiczy kilkadziesiąt osób, z czego bardziej zaawansowana (regularne treningi, udział w zgrupowaniach krajowych oraz wyjazdach zagranicznych) jest z grubsza połowa. Stały trzon, powtarzający się na większości wydarzeń, to kilkunastu adeptów, którzy zaangażowali się na przestrzeni ostatnich lat i mówiąc kolokwialnie „wciągnęli się”. Wg moich szacunków w Europie trenuje –  w sposób dedykowany, świadomy, nieprzypadkowy – około 200 osób (razem z Polską). Na zajęciach w Shiseikanie ćwiczy zwykle kilkadziesiąt osób, choć na „liście” jest kilkuset członków uprawiających jedną lub kilka dyscyplin.

J.K.H.: Czy Kashima Shin Ryu kenjutsu jest sztuką elitarną, szczególnie preferowaną w określonych środowiskach?

A.R.:  Nie zauważyłem specjalnych preferencji, dominują jednak osoby z wykształceniem wyższym i ugruntowaną pozycją zawodową. Jest to dość elitarna, przez co kameralna sztuka. Elitarność nie polega na ograniczeniu dostępności, ale na oczekiwaniu od adeptów posiadania pewnej mentalności, która wykracza poza zwykłą rekreację czy oryginalną atrakcję towarzyską i nie wchodzi w obszar sportowej rywalizacji, czy „ulicznej” konfrontacji.

J.K.H.: Jakie inne czynniki mają ważne znaczenie dla rozwoju sztuki Kashima Shin Ryu?

A.R.:   Oprócz motywacji, charakteru i potrzeb osób ćwiczących ważną rolę odgrywa – jak wszędzie – osoba instruktora, sposób prowadzenia treningów, lokalizacja i „przepustowość” dojo, wystrój i standard miejsca treningowego, aklimatyzacja w grupie, atmosfera w klubie, życie pozatreningowe adeptów,  czy po prostu sytuacja życiowa studentów i instruktorów (praca, rodzina, zdrowie, nauka). Kwestią jest również reklama i marketing, ale to dotyczy raczej przyciągania nowych osób. Choć nas mniej interesuje ilość a bardziej jakość.

J.K.H.: Wyniki moich własnych badań i obserwacji wskazują, iż filozofia i oryginalne standardy japońskich sportów i sztuk walki Budo, które mają służyć rozwojowi osobowości, samoopanowaniu i powstrzymaniu zbędnej przemocy, są mało znane poza Japonią. To powoduje wiele negatywnych zjawisk w sferze wartości i zachowań osób uprawiających sporty i sztuki walki oraz utratę potencjału wychowawczego treningu ograniczonego do sportowej rywalizacji lub nauki ruchowych technik walki. Taki stan rzeczy niepokoi japońskich autorów zbiorowej pracy wydanej w 2008 r. w Tokio pt. „Budo: The Martial Ways of Japan”, którzy zalecają studiowanie, tworzenie i upowszechnianie w różnych językach materiałów dotyczących oryginalnej filozofii budo. Jak ten problem traktują i rozwiązują liderzy (mistrzowie) odpowiedzialni za nauczanie i rozwój Waszej  sztuki walki?

A.R.:  Shiseikan Budojo powstało w 1973 roku z realizowaną do dziś intencją kształtowania – poprzez tradycję japońskiego Budo – moralnego i zdrowego człowieka, który przysłuży się państwu i społecznosći. Jak powiedział sensei Inaba: trenujemy sztukę walki, by jej nigdy nie użyć (wprost, w sensie walki na miecze). Jednocześnie powiedział, że najważniejsze walki (bitwy) toczymy w naszym codziennym życiu. Trening techniki jest osadzony w takim kontekście i nie służy uzyskaniu statusu mistrza czy zdobycia kwalifikacji do samoobrony lub skutecznego ataku, ale służy do rozwijania charakteru. Dlatego treningi są wzbogacane odpowiednimi komentarzami, lub nawet blisko godzinnymi wykładami – nie tyle z teorii sportu, co historii, kultury i filozofii. W tym świetle pokazy umiejętności nie są popisywaniem się przed publicznością ale traktowane są wręcz jako akt duchowego ofiarowania czy kontemplacji.

W Japonii każdy może przyjść do klubu, co nie znaczy, że będzie uczony. Można być całe miesiące, a nawet lata traktowanym jak powietrze, lub z dnia na dzień społecznie wykluczonym. Aprobata lub dezaprobata autorytetu (a ten stanowią nauczyciele, osoby starsze wiekiem i doświadczeniem) stanowi ważny bodziec do rozwijania lub wygaszania określonych postaw i zachowań. To bardzo silny obszar wzmocnień, zakorzeniony w tradycyjnym japońskim wychowaniu. Wszystko zależy od tego, jak człowiek zachowuje się na macie i poza matą, jak przykłada się do treningu i jak psychospołeczne efekty tego treningu przejawiają się w jego funkcjonowaniu poza dojo. Tradycyjnie nauczanie sztuk walki oznaczało bezpośrednią relację jednej osoby z drugą, która przekazuje tradycję i doświadczenie. Aby taki przekaz był możliwy musiała powstać osobista więź między nauczycielem a uczniem. A kiedy jest więź, możliwy jest wpływ na osobowość. Aby jednak więź powstała i się rozwinęła, potrzeba inicjatywy i otwartości z obu stron, czasem osobistego polecenia lub wprowadzenia przez osobę zaufaną oraz stałego potwierdzania wzajemnego porozumienia i zaangażowania. Nie wystarczy zapisać się czy opłacić zajęcia i wymagać. Tak więc sposób nauczania promowany w Shiseikanie, mimo grupowych form treningu, jest mocno zindywidualizowany i osobisty. Na treningu instruktorowi prowadzącemu zwykle asystuje kilku doświadczonych adeptów, czy wręcz instruktorów. Głębszy rozwój odbywa się w węższym gronie, nawet indywidualnie, a wreszcie oczekuje się od każdego samodzielnej pracy na bazie przekazanej wiedzy i doświadczeń.

Aktualnie kończymy opracowywać polskie tłumaczenie znamiennego eseju Senseia Inaby o zgłębianiu prawdziwego Budō i kształtowaniu charakteru człowieka, który dzięki uprzejmej zgodzie Autora zamieścimy jesienią na naszej stronie.

J.K.H.: Na co zwracają szczególną uwagę japońscy mistrzowie podczas treningów i jak planuje się czas na zgrupowaniu?

A.R.: Przede wszystkim na bezpieczeństwo i zaangażowanie. Bezpieczeństwo rodzi zaufanie, zaangażowanie daje efekty. Ile włożymy tyle wyjmiemy. Dodatkowo ważne są kultura i szacunek do siebie, do partnera, do nauczyciela, do symboli wyrażających określone wartości, do miejsca, w którym ćwiczymy oraz do ludzi i instytucji, dzięki którym ćwiczymy. W takich „mentalnych” warunkach możliwe jest „etyczne” studiowanie ruchu, tak w całości (ciągłości) jak i szczegółach. Na planie fizycznym liczy się dokładność i uważność. Skupienie umysłu i rozluźnienie ciała. I w miarę możliwości indywidualne dopasowanie do potrzeb i możliwości danego ćwiczącego „przepuszczone” przez ocenę instruktora. Czas na zgrupowaniu jest zaplanowany następująco: Jest uroczyste otwarcie, poprzedzone nieformalnym wieczorem, gdzie każdy może się przedstawić i wszyscy mogą się poznać. W ciągu dnia odbywają się dwie 2-godzinne, kierowane sesje treningowe, zazwyczaj poprzedzone lub przeplatane teoretycznym wstępem, filozoficznym wykładem lub inspirującą opowieścią historyczną. Pół godziny przed i po takim treningu to czas na rozgrzewkę, pracę własną, utrwalenie materiału. Oprócz tego każdego dnia rano jest godzinny trening wolny, gdzie każdy może sam, lub z umówioną osobą, studiować wybrane elementy. W środku zgrupowania jest dzień wolny, przeznaczony na pranie kimon, sprawy formalne organizacji oraz poznawanie kultury i tradycji gospodarzy (tzw. wycieczka). Kończymy ceremonią, prezentami i uroczystą kolacją.

J.K.H.:  Jakie wartości konceptualne, lub praktyczne, wnoszą – Pana zdaniem – japońskie sporty i sztuki walki budo do zachodniej kultury fizycznej?

A.R.: Ponownie użyję słów: zaangażowanie, uważność, szacunek, zaufanie. To jest oczywiście potencjał, który nie jest automatycznie uwalniany poprzez sam fakt trenowania tej czy innej dyscypliny. Bo o wszystkim decyduje „nośnik”, czyli człowiek. Wartości japońskiego Budo odnoszą się bardziej do określenia „kultura” niż „fizyczna”. W mojej ocenie zachodni standard treningu fizycznego i jego metodyki jest dużo bardziej rozwinięty niż na Dalekim Wschodzie. To co my w Europie możemy przyjąć z tradycji Orientu, to filozoficzno-kulturowe osadzenie aktywności fizycznej poza czysto utylitarnym (wynik sportowy lub finansowy), czy artystycznym kontekstem. Taki kierunek wspierał nasz wielokrotny mistrz olimpijski i Europy w szermierce sportowej, Pan Prof. Wojciech Zabłocki odtwarzając i krzewiąc przerwaną polską tradycję władania ciężką szablą. Jednak, nawet mimo tak wspaniałego ambasadora tej idei, nadal tli się ona niestety relatywnie skromnym płomieniem, a żar podtrzymywany jest dzięki pasji syna Profesora i grona „zapaleńców”, którzy kontynuują i rozwijają jego pracę w grupach rekonstrukcji historycznej.

J.K.H.:  Co można ulepszyć w polityce i warunkach rozwoju dotyczących sportów i sztuk walki w Polsce?

A.R.: W tej kwestii mam za mało doświadczenia, by się odpowiedzialnie wypowiedzieć. Jako minimum oczekiwań od polityki i warunków zewnętrznych sformułowałbym postulat: „po prostu nie przeszkadzać!” Jednocześnie słyszę czasami od moich bardziej aktywnych i orientujących się w odnośnych realiach kolegów, że jeśli zauważymy, jak szeroki zasięg społeczny mają różne wschodnie sztuki walki (poprawiając sprawność młodych ludzi i utrzymując dobrą kondycję psychofizyczną tych starszych), to dziwić może sytuacja prawie całkowitego pomijania tych dyscyplin przy rozdziale środków publicznych na rekreację i sport. Wszystkie kluby, sekcje i ośrodki działają w określonej strukturze prawnej: bądź jako podmioty prywatne, bądź jako organizacje pozarządowe lub związki sportowe. Przynależność do każdej z tych struktur daje określone możliwości i ograniczenia, w zależności od przepisów i ludzi, którzy się do tych przepisów odwołują i stosują. Dużo zależy też od inicjatywy, samozaparcia, zorientowania i posiadanego czasu przez samych zainteresowanych. To jest zawsze relacja dwustronna, której przykładem jest „Dojo Stara Wieś” Polskiego Związku Karate Tradycyjnego. Powstało ono przy merytorycznym i finansowym wsparciu rządu polskiego i japońskiego. Ale nie powstałoby, gdyby nie wizja i wieloletnia wytrwałość Panów Włodzimierza Kwiecińskiego i Pawła Krzywańskiego.

J.K.H.:  Jakie wrażenie na zagranicznych, a szczególnie na japońskich uczestnikach zgrupowania sprawił pobyt w Płocku? Czy mieli okazję do zwiedzania miasta i okolic?

A.R.: Każdorazowo nasi goście są zachwyceni urodą Płockiej Starówki oraz z zainteresowaniem uczestniczą w sezonowych wydarzeniach i obchodach przypadających w okresie ich pobytu. W 2006 roku odwiedziliśmy ponadto skansen w Sierpcu, w 2007 roku spłynęliśmy prawobrzeżną Skrwą, a w 2010 pojechaliśmy na pokaz polskiej tradycji rycerskiej. Bardzo pozytywne wrażenia budzi życzliwość, solidność i dbałość Uczelni o warunki i przebieg naszego pobytu. Szczególne podziękowania niezmiennie należą się tu Panu Wiesławowi Kruszewskiemu zarządzającemu Centrum Rekreacyjno-Sportowym, Pani Bogumile Przygodzie  kierowniczce Akademika, oraz Panu Andrzejowi Kaczorowskiemu z restauracji „Klub Prawnika” odpowiedzialnemu za wyżywienie. Ale i „szeregowi” pracownicy – z portierami, recepcjonistkami oraz osobami dbającymi o czystość i porządek – mają swój ogromny wkład w pozytywną atmosferę panującą na zgrupowaniu. Dlatego zawsze chętnie wracamy do Włodkowica.

J.K.H.: Serdecznie dziękuję za rozmowę i pragnę zapewnić, że uczestnicy Międzynarodowego Seminarium Shiseikan Budo także sprawili na nas i w Płocku niezwykle pozytywne, godne przykładu wrażenie.

Rozmowa została przeprowadzona na przełomie sierpnia i września 2010 roku.